poniedziałek, 20 października 2014

Bez przerzutek = bez problemów? Single speed w akcji w miejskiej dżungli.

[Uwaga: niniejszy wpis zawiera stosunkowo dużo technikaliów. Osoby, których to nie interesuje proszone są o czytanie co drugiego wiersza.] Przerzutki w rowerze. Używam ich od tak dawna, że idea roweru pozbawionego możliwości zmiany biegów wydawała mi się z początku niezwykle ograniczająca. W końcu po coś je wymyślono! No właśnie - po co one właściwie są w rowerze? Przydają się na przykład w górach, na stromych podjazdach. Ale budowałem przecież rower z myślą o dojazdach do pracy. Mieszkam pod Warszawą, na mazowszu - terenie w większości płaskim jak deska do prasowania. Myśl, która mi przyświecała była prosta- zbudować coś, co będzie jeździć szybko po utwardzonych nawierzchniach, będzie lekkie i nie będzie wymagało zbyt wiele pracy. Czyszczenie, smarowanie, regulacja- lubię pracę przy rowerze, ale na spokojnie, gdy mam czas. Codzienna jazda do pracy wymaga czegoś pancernego, zawsze gotowego do jazdy i odpornego na zaniedbania. Poza tym miało być tanio, a przerzutki i manetki przecież swoje kosztują. W takich oto okolicznościach padła decyzja o budowie roweru o jednym przełożeniu.

W piątek po powrocie do domu strava dała znać, że mojemu nowemu rowerowi stuknęło 2000km. To chyba wystarczająco, aby móc napisać dwa słowa recenzji idei roweru single speed. Czy to rower, który można polecić każdemu? Jakie są jego zalety? Jakie wady? Postaram się odpowiedzieć, w zupełnie subiektywny sposób, na te pytania.

Zacznijmy od kosztów budowy- w końcu to blog o tematyce rowerowo-finansowej. Kompletną grupę Shimano 105 (tak, mówimy o rowerze szosowym; wybrałem 105tkę do porównania, bo zastosowane przeze mnie części są mniej więcej z tej półki) można kupić za jakieś 1600 złotych. Na hamulce, klamki, korbę, wkład suportu, łańcuch, zębatkę tylną, napinacz do łańcucha i linkę do hamulca wydałem ok 700 złotych. Gdyby nie fakt, iż posiadana przeze mnie rama wymagała napinacza (o tym także dalej), to byłoby jeszcze z 50 zł taniej. Rower bez przerzutek prowadzi zatem 1:0.

To teraz waga. Wydawać by się mogło, że w tej kategorii będzie knock-out i bezsprzeczne zwycięstwo roweru bez przerzutek. A jak wyszło? Jest ok 600 gramów lżejszy. Dużo? Niemało, ale spodziewałem się większej różnicy. Ale po pierwsze- to nie rower dla kamikadze, czyli ostre koło bez hamulców (hamulce+klamki+linki=750 gramów). Po drugie- żeby rower był trwały i odporny zastosowałem gruby łańcuch i zębatki. A przy okazji, konsekwencją wybrania takiej, a nie innej korby było zastosowanie wkładu supportu na kwadrat (czyli cięższego). Aha - wspominałem już o napinaczu do łańcucha? Dodatkowe 110 gramów! Niemniej jednak- rower bez przerzutek prowadzi 2:0. Takie nieco wymęczone 2:0- trochę jak Polska z Niemcami ;-)

Kultura pracy i niezawodność. Tutaj oczywiście na przykładzie konkretnego roweru, który zbudowałem. Otóż przede wszystkim- nie róbcie tego błędu i nie zabierajcie się za rower single speed z ramą przystosowaną tylko do przerzutek. To był mój błąd, którego szczerze żałuję. Napinacz łańcucha to zło. Mimo, iż kupiłem chyba nienajgorszy, to kulturą pracy nie może równać się z dobrą przerzutką. Wyprzedzając nieco resztę tekstu- to jedyna rzecz, która psuje całość od strony technicznej. Ale wracając do głównego wątku- gruby łańcuch sprawia wrażenie pancernego, mechanizm korbowy wprost z roweru torowego jest nie do zajechania. Jest to mówiąc krótko napęd na lata. W przypadku, gdy mamy ramę, gdzie możliwa jest regulacja położenia tylnego koła "przód-tył" i nie potrzebujemy napinacza, zbudujemy rower odporny jak czołg. Pomimo moich narzekań- rower po 2 tysiącach kilometrów jeździ nadal jak na początku. Za potencjał kolejny punkt, za realizację- punkt dla przeciwnika. Rower bez przerzutek prowadzi 3:1.

Przyspieszenie, prędkość. Nie, nie i jeszcze raz nie. To nie jest rower na którym ruszymy ze świateł jak błyskawica. Każde hamowanie będzie Was irytowało, gdyż ponowne rozpędzenie roweru wymaga włożenia sporej pracy. To może prędkość maksymalna to rekompensuje? No też nie. Przy obecnym przełożeniu jakie mam (46x14, korba 165mm) ok 45km/h jest dla mnie absolutnym limitem. Prędkość maksymalna, którą da się utrzymać na dłuższym odcinku (np 3km), to okolice 35km/h. Rower z przerzutkami umożliwiłby [uwaga: to mój szacunek] jakieś 20% lepsze wyniki. Uwaga praktyczna jest jednak taka, że w mieście i tak poruszać się będziemy z prędkościami pomiędzy 20, a 35 kilometrów na godzinę, więc dobrze dobrane przełożenie powinno pokryć 90% potrzeb. Niemniej jednak będziecie wyprzedzani przez posiadaczy rowerów z przerzutkami- sorry Winnetou. Więc nawet jeśli wzmocnimy taką jazdą nogi - rower bez przerzutek kontra reszta świata 3:2. Hm, a ponieważ nie lubię, gdy wyprzedzają mnie inni rowerzyści, to 3:3.

Przyjemność z jazdy. To sprawa wysoce dyskusyjna i arcy-subiektywna. Jest to z pewnością pewnego rodzaju powrót do przeszłości, do czasów pierwszego roweru z dzieciństwa, wigry 3, czy bmx'a. Ale z drugiej strony, jak komuś przerzutki nie przeszkadzają i nie musi myśleć o ich używaniu, to chyba wielkiej różnicy nie ma. Moim zdaniem trudno w tej kategorii wyłonić jasnego zwycięzce. Wynik 4:4.

Podsumowując: jazda na rowerze bez przerzutek może być bardzo przyjemna, a rower taki posłuży nam bardzo długo. Tracimy jednak na uniwersalności i wygodzie. Jeśli ma to być nasz jedyny rower, to warto moim zdaniem zdecydować się jednak na coś z przerzutkami (do miasta- np. przerzutki w piaście).

PS: A co do kosztów- w końcu to blog o tematyce rowerowo-finansowej (nie wiem, czy kiedyś już o tym nie wspominałem), to... przestałem w pewnym momencie liczyć, ale uwzględniając narzędzia, które musiałem dokupić, koszty przesyłki dla wszystkich części, itd. oszacowałbym koszt całości na ok 2,5 tysiąca złotych (po ostatnim 'upgrade'dzie' o kilka nowych części z włókna węglowego należałoby doliczyć jeszcze ciut). Czyli na chwilę obecną koszt w przeliczeniu na kilometr: 1,25zł. Mam nadzieję, że pogoda pozwoli jeszcze w tym sezonie zejść poniżej złotówki :-)

1 komentarz:

  1. aahhahahahhahh :D bardzo fajne poczucie humoru :)
    Rozumiem ze z drogich kompozytow zbudowales rower :P ja coz mam rame stalową reszte alu. ale singiel speed i boli mnie jak na kołach 26" (moje 28") wyprzedzaja mnie i oddalaja sie w sina dal mimo ze cisne ile sił aż uda i posladki puchną...straszne :P
    moze wlasnie te 20% z przerzutek zrobi roznice? bo juz zastanawiam sie czy nie przejsc na koła 26" - jakos wiekszosc widze wlasnie na 26"

    OdpowiedzUsuń