sobota, 30 kwietnia 2016

Pamiętnik zdziadziałego rowerzysty

Bujam się wygodnie w fotelu, popijam piwo przegryzając ciastkami i dumam nad utraconymi mięśniami, które złośliwy los zdaje się w całości zastąpił tłuszczem. Mógłbym robić za pomnik lenistwa. Niemniej widok rowerzystów mijanych codziennie na ulicach (i chodnikach!) zaczął powoli procentować i przymierzam się do wznowienia treningów. Los pokarał mnie pracą, która uniemożliwia przyjazdy rowerem (to akurat bardzo dobry temat na wpis - "jak nie wybierać pracy - 3 złote rady". Lub coś takiego...), więc jedyna nadzieja w trenażerze na balkonie. Tak - kupiłem sobie jakiś czas temu taką maszynę tortur i teraz patrzy na mnie z wyrzutem. Żeby było bardziej na wypasie zamontowałem w nim mój na poły karbonowy rower i ruszyłem (oczywiście po zamontowaniu odpowiedniej opony - bez tego nie ma co nawet startować). Po 25 minutach myślałem, że umrę. Na szczęście jakaś dobra dusza podesłała mi linka do najgłupszego filmiku na świecie i tak dotrwałem do 45 minuty. Pomyśleć, że na tym samym przełożeniu jeździłem niedawno 50km i nogi były świeże. Na chwilę obecną wniosek jest taki, że trzeba zmienić zębatkę na kole, bo co z tego, że trenażer ma 6 stopni oporu jak przy stopniu wyższym niż 1 nogi przestają kręcić.

Mam nadzieję, że za miesiąc-dwa będę mógł zaraportować jakiś sensowny progres. Tymczasem, żeby zapewnić wszystkim nieco rozrywki, postaram się naskrobać coś o rozwiązaniach technicznych do zamocowania telefonu/tabletu do kierownicy rowerowej. Jak się domyślacie - ma to na celu umilenie sobie nieco katorgi na trenażerze. Drugi temat, który zapewne niedługo będzie na tapecie to fotelik do przewozu dziecka. Ten drugi to z racji na przewożoną "zawartość" trochę bardziej poważna sprawa, więc mam nadzieję, że coś sensownego uda mi się na ten temat powiedzieć.